poniedziałek, 3 lipca 2023

TA koszula

Latami kuszona zdjęciami pięknych uszytków mojej przyjaciółki, w końcu skapitulowałam i postanowiłam nauczyć się szyć. Dopingowana przez Marzenę, która cierpliwie objaśniała mi nowy szyciowy świat, nabyłam (karmiąc wrodzoną rozrzutność) maszynę, akcesoria a także przypadkowy zestaw nici i bawełnianej ćwiartki, celem ćwiczenia ściegów bardziej prostych niż krzywych. 

Muszę przyznać, że na tym etapie nie byłam pewna, czy szycie jest dla mnie. Wiedziałam, że chciałabym umieć szyć, ale nie byłam pewna czy dam radę przebić barierę wejścia. Nie znałam jeszcze zbyt wielu projektantów ani sklepów z materiałami, co już samo w sobie jest ogromną pracą poznawczą w otchłaniach internetu, gdyż niestety świat szyciowy nie ma odpowiednika Ravelry w całej jego okazałości. Do tego dochodzi techniczna umiejętność szycia, obsługi maszyny, kroju, dopasowania kroju do sylwetki, doboru materiału do wzoru... Całość jest dość onieśmielająca i przez długi, długi czas perspektywa uczenia się tylu nowych rzeczy na raz powstrzymywała mnie skutecznie przed nauką szycia. To plus wspomnienie z dzieciństwa, gdyż zawsze bałam się że stary, ryczący Łucznik mojej mamy przeszyje mi palec ;-)

Nie byłam pewna, czy szycie jest dla mnie, dopóki nie zobaczyłam TEJ koszuli. Była idealna, wszystkomająca i na dodatek materiał, z którego była zrobiona bardzo mi się podobał i nadal był dostępny. Nie wiem jak skusiłam się na ten dość szalony (jak na mnie) wzór w kratkę Gringham i fioletowy kolor, ale cieszę się, że to zrobiłam !



Jako że niewiele umiałam, przy tej koszuli nauczyłam się bardzo dużo nowych rzeczy, w tym: 
- jak zrobić mankiet i pęknięcie na rękawie
- jak uszyć kołnierz na stójce
- jak robić dziurki na guziki

... oraz:
- że nienawidzę kroić podwójnej gazy
- że szycie mankietu jest najbardziej pracochłonną częścią w całym procesie szycia koszuli
- że nadal nie umiem szyć do końca prosto, ale dobrze dobrana nitka pomaga to ukryć
- że mieszkając w Szwajcarii lepiej nie zapominać kupić guzików, bo potem trzeba na nie czekać kolejne dwa tygodnie, aż przejdą przez kontrolę celną





Wzór jest oznaczony jako "dla zaawansowanych" i byłam tego świadoma, zanim zaczęłam szyć. Przeczuwając fakapy kupiłam trochę więcej materiału (z czego ostatecznie skorzystałam, wycinając po raz drugi jeden z rękawów). Po zakupie wzoru studiowałam go dosyć dokładnie przez kilka dni (w oczekiwaniu na przyjście materiału) dlatego już przed szyciem wiedziałam, że najtrudniejszą częścią będzie:
- sam wykrój tak, by umożliwić dopasowanie kratki w jednej linii po zszyciu poszczególnych elementów (to wyszło tylko połowicznie)
- mankiet, gdyż ma najwięcej elementów i wymaga żonglowania tymi tycimi ścinkami i szycia w wielu kierunkach 

Czy warto zaczynać przygodę z szyciem od wzoru dla zaawansowanych? Pewnie nie ale jak najbardziej można. Wiedziałam, że jeśli podejdę do tego ostrożnie i będę szyć uważnie i powoli to jest duża szansa, że wyjdzie dobrze. Uprzednie przestudiowanie wzoru i obejrzenie paru filmików instruktażowych na YT zdecydowanie zwiększa szansę na sukces ;-)




Dane techniczne:
Wzór: La Chemise od Atelier Brunette
Materiał: Gringham Divine Parma Double Gaze od Atelier Brunette
Guziki: Classic Matte Parma 12 mm od Atelier Brunette
Nici: poliestrowe Gutermann 440 i 800

Dla mnie koszule to must have w garderobie i zdecydowanie moja najulubieńsza jej część. I to nie tylko dlatego, że muszę je nosić do biura ;-) Zamiast wprawiać się w szyciu mniej wymagających projektów,  poszłam na całość i udało się - na pewno będę ją nosić często i z dumą. 

Lubicie nosić / szyć koszule czy nie za bardzo? Jaki jest Wasz ulubiony wzór?

wtorek, 11 stycznia 2022

O płaskich projektantach i ich miejscu na śmietniku historii

W ubiegłym tygodniu, po tym jak odkurzyłam bloga, zabrałam się za porządkowanie mojego włóczkowego bałaganu, który hibernował w kilku pudłach po przeprowadzce do Szwajcarii od października 2020. Co prawda większości zapasów się pozbyłam, ale nadal miałam sporo motków, z którymi nie potrafiłam się rozstać i kilka zapomnianych, rozgrzebanych projektów. O dziwo porzuconych w fazie gotowości 98%, z nieznanych mi powodów. Dokończyłam je wczoraj i obecnie mam dwa swetry więcej, nie pytajcie co jest ze mną nie tak ale nie pamiętałam o ich istnieniu przez długi czas. 

W związku z tym zrobiłam remanent na Ravelry, żeby być pewną stanu posiadania i już nigdy nie zgubić dwóch swetrów w przeprowadzkowych kartonach i łatwiej zużyć w przyszłości to, co już mam, zamiast dokupować więcej wełny. Obfotografowałam i dodałam wszystkie motki do moich zapasów, utworzyłam projekty z wzorami, z których dziergałam, nadrobiłam dwa lata nieobecności w dziewiarskiej społeczności (aferkę o rasizmie z 2018 i modę na #sizeinclusive) i wszystkie nowe wzory, które przegapiłam... 

Aż w końcu znalazłam JEGO! Dziada, którego kiedyś próbowałam wydziergać z (za przeproszeniem) gównianego wzoru, który nigdy nie powinien zostać opublikowany. I ja dzisiaj o tym wzorze chciałam, a raczej o wzorach tego typu generalnie. 




Widziałam, że wiele z Was ma wzory z tej książeczki w kolejce albo w ulubionych na Ravelry, dlatego zdecydowałam się opublikować to zdjęcie. Konkretnych wzorów tutaj linkować nie będę, bo ich nie polecam - kto chce ten znajdzie. 

**

Zacznę od tego, że oczywiście mogłam zrobić ten sweter samodzielnie: zrobić próbkę, poczynić wyliczenia, porównać może z już istniejącą dzianiną żeby osiągnąć odpowiednio dużo luzu, zapisać to wszystko i zacząć dziergać. Mogłam, ale nie chciało mi się. Swoje pierwsze w życiu swetry wyliczałam sama, zarówno te robione na płasko jak i te bezszwowe, po odkryciu raglana od góry a później i innych technik. Ale z czasem zmieniło się moje podejście do tego tematu. Odkryłam projektantów, którzy poświęcają dużo pracy swoim wzorom, by mieć pewność że gotowy produkt będzie miał odpowiednie wymiary i proporcje i będzie spełniać oczekiwania osoby dziergającej z ich wzoru. Teraz, po latach dziergania z gotowców, jestem już zbyt leniwa by porwać się na te, które wymagają samodzielnych kalkulacji. Zwyczajnie w świecie mi się nie chce. A szkoda, bo mogłam oszczędzić sobie wiele frustracji. 

Po pierwsze, nie rozumiem dlaczego w trzeciej dekadzie XXI wieku, ktoś miałby wypuszczać wzory, które wymagają szycia, gdy można z łatwością zaprojektować bezszwowy odpowiednik. Jeśli sweter składa się z dosłownie dwóch prostokątów, lub ma konstrukcję raglana, o ileż łatwiej jest zrobić go od góry do dołu, kontrolując długość dzianiny i szerokość wyrobu, zamiast robić na płasko i zszywać, tylko po to żeby okazało się, że coś jest za długie, coś nie pasuje, że cały rękaw trzeba pruć i zaczynać od nowa... Po raz pierwszy w życiu widziałam we wzorze golf, który należało zszyć, gdyż wzór nie zakładał nabrania oczek w karczku i dziergania golfu na okrągło. ZSZYWANY GOLF, rozumiecie? 😳

Dzierganie na płasko wydaje się plagą w przypadku wielu dużych publikacji, jak Brooklyn Tweed, Woolfolk collections, Rowan i wiele innych. Przepiękne projekty, luksusowe wełny tyle że technika z ubiegłego wieku. Obecnie te wzory znajdują swoich odbiorców w postaci "starszego" pokolenia, weteranów dziergania na płasko i zszywania, z braku dostępu do innych, łatwiejszych technik. Jednak innowacja postępuje również w świecie dziewiarskim i niemal wszystko, co można zrobić na płasko, można też zaprojektować bezszwowo. 

Z drugiej strony nie tylko konstrukcja, ale i też jakość samego wzoru jako gotowego produktu do dziergania budzi wątpliwości. Czy wiecie, że część projektantów dla największych marek włóczkowych nawet nie dzierga próbnego swetra samodzielnie? Zazwyczaj znajduje się wzór ściegu, dopasowuje kolory, wrzuca do tabelki samoliczącej w excelu, która wypluwa ilość oczek i rzędów dla poszczególnych rozmiarów. Zatrudnia się dziewiarkę, żeby wydziergała jeden sweter do zdjęć (sample knit), żeby sprzedać publikację. Stąd też i płaskie wzory - łatwiej jest policzyć, nie trzeba używać testerek, które sprawdzą, czy kalkulacje się zgadzają, czy gdzieś nie ma literówki, czy proporcje pasują dla większych i mniejszych od pierwowzoru rozmiarów. 

Później taka dziewiarka jak ja kupuje wzór, próbuje z niego dziergać ale nic się nie zgadza. Opis jest niejasny, pozbawiony pewnych wskazówek jak przejść od jednej sekcji do drugiej, jakich technik użyć. Oczka się nie zgadzają, dla poszczególnych sekcji wzoru oczka nie są podliczone, samemu trzeba kalkulować. Zgadywać co autor tu i ówdzie miał na myśli, bo wzór jest pełny skrótów, żeby zmieścić się na jednej stronie w książeczce, ale nie wszystkie skróty są wytłumaczone w przypisach... Jaka jest wartość wzoru, przy którym trzeba dużo myśleć i liczyć, poprawiać po projektancie? Czy można to nazywać wzorem, czy może raczej "generalnymi wskazówkami jak, być może - przy dużym zaparciu i odrobinie szczęścia, osiągnąć efekt przybliżony do tego na zdjęciu"?

Może to ja jestem zepsuta, może zbyt bardzo przyzwyczaiłam się do jakości wzorów od innych projektantów, ale nie potrafię się zadowolić wzorami gorszej jakości i dziękować za to, że są. Moim zdaniem projektanci, którzy nie chcą się uczyć nowych technik, którzy przyzwyczaili się do wypuszczania masowych publikacji i książeczek z tuzinami dzianin na szybko przeliczonych w excelu, z których żadna nie została sprawdzona przez testerki szybko stracą swoje miejsce na rynku, nie będzie popytu na ich produkt. Ich książeczki będą traktowane jako token zamierzchłych czasów, tak jak my teraz patrzymy na publikacje z lat 40 i 50. 

Zoomersi (Generacja Z) są już integralną częścią społeczności dziewiarskiej, Generacja Alfa właśnie uczy się trzymać druty. Są to cyfrowi tubylcy, ludzie którzy uczą się, spędzają czas wolny i socjalizują w internecie. Kohorty demograficzne, które nigdy nie sięgnęły do papierowej encyklopedii, żeby móc odrobić pracę domową*. W czasach, gdy wszystko co wiemy o dzierganiu jest powszechnie dostępne w internecie, gdzie każdy ścieg został przerobiony w 500+ wzorach i opublikowany w "bibliach" ściegów, w czasach gdzie każda technika jest wytłumaczona na YouTubie a każda bezszwowa konstrukcja wytłumaczona na co najmniej kilku blogach, kompletnie za darmo, każdy może być swoim własnym projektantem. A generacje Z i Alfa rozumieją po angielsku i umieją w internety. Czy będą chcieli płacić 10 dolców za coś, co mogą znaleźć i obliczyć za darmo?

*Wikipedia została założona w 2001 roku czyli kiedy Zoomersi byli w przedszkolu

**

Na pewno macie swoich ulubionych projektantów, którzy nigdy nie zawodzą jakością wzoru - podzielcie się proszę w komentarzach! Dla mnie to jest Marzena Kołaczek (oczywiście!), ANKESTRiCK, Junko Okamoto, Suvi Knits. Zrobiłam też po jednym swetrze od Heidi Kirrmaier, Asji Janeczek, Josee Paquin i tincanknits byłam bardzo zadowolona z pracy nad wzorem. 

środa, 5 stycznia 2022

Childhood

 W dawnych czasach zawsze zaczynałam moje posty od "trochę mnie tu nie było..." lub innej formy krygowania się za czas nieobecności w sferze blogowej, jednak w tym przypadku "trochę" to już eufemizm tragiczny - jako że zniknęłam na ponad trzy lata. Nie wiem nawet, czy jest sens wracać, czy mam do powiedzenia tyle, żeby wystarczyło na kolejne posty i czy będzie chciało mi się je pisać... 

Ostatnie 3 lata niosły za sobą wiele zawirowań w moim życiu prywatnym i służbowym, powikłania lockdownowe (a jakże) i przeprowadzkę za granicę w środku drugiej fali, a jednak to nie jest główna przyczyna ciszy na blogu. 

Wydaje mi się, że w pewnym momencie moja obecność w dziewiarskiej przestrzeni internetu przestała mi służyć, a zaczęła szkodzić. Zmęczył mnie strasznie ten konsumpcjonizm, godziny spędzane na ravelry przeglądając wzory, miliony włóczek w pudłach, dokupowanie nowych, sprzedawanie starych żeby było na nowe... Czułam zmęczenie tym, że w świecie dziewiarskim, żeby być hip, trzeba postować niemal codziennie. Nowy sweter co dwa tygodnie, nowy udzierg kilka razy w tygodniu. Wszystko żeby dostać te parę komciów i proporcjonalnie wyższą liczbę lajków. Konta na facebooku, na instagramie, na ravelry, blog, kanał na YT, nie wiadomo co jeszcze ale wszystko autentyczne na maksa bo przecież te świeże kwiaty w wazonie to ja codziennie mam a makijaż to wcale nie makijaż, taka się obudziłam akurat w dniu zdjęć nowej czapki. 

O tutaj piję kawę na instagramie w moim nowym swetrze, a tu takie włóczki kupiłam, ale już na nowe patrzę, bo taki sweter zaczęłam se o. I jeszcze go nie skończyłam ale w sumie już inny mam na drutach, bo modny taki, wszyscy robią teraz, też chcę, kolory ładne. A tutaj znowu na instagramie ja, z moim lajwem o nowych zakupach i o tym jak dziergamy z koleżanką na kawie a wszyscy w kawiarni SIĘ PACZĄ i dziwią się, ale w dobry sposób. I ja wcale nie mam parcia na szkło, tak sobie postuję na insta codziennie bo was kocham i to dla was jest <3

To powyżej to tylko moja obserwacja tego co ostatnio atakuje mnie na insta. Ostatnio powróciłam odrobinę na ravelry, na insta odnalazłam kilka interesujących nowych (dla mnie) dziewiarek lecz szybko przestałam obserwować ich konta bo byłam bombardowana codziennymi (czasami o włóczkach, czasami bardzo osobistymi , czasami o dupie maryny) filmikami i relacjami. Staram się nie krytykować, ja wiem, że wiele z was prowadzi własne dziewiarskie biznesy i że częsty kontent generuje user engagement a user engagement generuje nowych klientów i hajsy i już tak jest, takie realia. Za hajsy można zapłacić czynsz i opłacić przedszkole a może nawet zaszaleć w Sephorze (no chyba że prąd znowu zdrożał) i z tym już nie można się kłócić. Ja po prostu nie chcę aktywnie w tym uczestniczyć. 

**

Znacie to uczucie, kiedy po skończeniu dobrego serialu / książki dopada was melancholia, jakby mikrocząstka waszego ja umarła, coś ważnego się skończyło? Ja mam tak zawsze, jak skończę sweter. Jest to moment radosny ale i niewypowiedzianie smutny, bo w moim dzierganiu zawsze chodziło o to, by dziergać, o proces, a nie gotowy wyrób. Gotowy wyrób był tylko wymówką (choć nieraz piękną i często noszoną), żeby porobić na drutach, żeby pomemłać coś w rękach. Dla mnie dzierganie to było uzależnienie, jak każde inne. 

Tu dochodzi też kwestia praktyczna - ile swetrów tak naprawdę potrzebuje człowiek? Raczej niewiele, a już na pewno mniej niż to, co nadaktywna dziewiarka na koksie jest w stanie wyprodukować w ciągu kilku lat. W pewnym momencie osiągnęłam złoty środek, zdałam sobie sprawę, że ja już mam tyle swetrów i czapek, ile trzeba. Że może jest jeszcze kilka wzorów, które mi się podobają a w pudłach mam włóczek na kolejne dwadzieścia pulowerów, ale po prostu już nie potrzebuję więcej, nie mam możliwości ich wszystkich nosić, nie chce mi się ich robić. Włóczki w większości sprzedałam, ravelry wyłączyłam i zaczęłam żyć czym innym. I może wylałam dziecko z kąpielą ale też było fajnie. 

**

Wcale nie żartuję, kiedy mówię, że przestałam robić na drutach. Od trzech lat nie wydziergałam praktycznie nic, nie licząc jednej czapki, identycznej jak ta (klik) bo starą zgubiłam. Nie jest mi z tym szczególnie dobrze i nie jest mi z tym wcale źle. Jednak zanim przestałam, powstało kilka swetrów,  z których jestem dumna najbardziej i które stanowią podstawę mojej garderoby a których nigdy w pełnej krasie nie pokazywałam ani na blogu ani na ravelry. Nie pokazywałam bo najzwyczajniej w świecie nie miałam zdjęć ani presji, żeby je zrobić. 

A jednak trochę mi było szkoda, że kończę tę kronikarską przygodę, że moje piękne udziergi nie będą miały zdjęć i swojego miejsca w historii ravelry ;-). I to mnie tutaj przywiodło i przez to odkurzyłam bloga. Zdjęcia są jakie są, bez pompy, robione telefonem i o zmierzchu, w duchu nowo odkrytego minimalizmu :P



Wzór jest bardzo dobrze napisany i klarowny. Konstrukcja tego projektu jest fantastyczna, bardzo podobało mi się kształtowanie dekoltu i ramion, obniżone ramiona w tym swetrze wyglądają przegenialnie. Ciekawe są udawane szwy w postaci jednego lewego oczka po bokach korpusu i rękawów, urozmaicało to dzierganie morza lewych oczek. Podobał mi się też nietypowy ściągacz 4x1 - tak bardzo, że zastosowałam w kilku kolejnych udziergach. 

Moja próbka była mniejsza w stosunku do tej ze wzoru, zarówno jeśli chodzi o ilość oczek i rzędów. Z tego co pamiętam, wybrałam rozmiar M lub L oraz dodałam sporo rzędów przy kształtowaniu ramion, żeby osiągnąć odpowiednie wymiary. 



Dane techniczne

Wzór: Childhood
Druty: nie mam pojęcia bo nie zrobiłam notatek. Coś pomiędzy 2.75 i 3.50 mm
Włóczka: 1 nitka ColourMart Cashmere 2/28NM oraz 1 nitka ColourMart Cashmere 3/20NM
Zużycie: odpowiednio 1470 i 1670 metrów




Sweter jest raczej z tych grubszych, noszę go tylko jesienią i zimą ale za to bardzo często. Jestem z niego niezmiernie zadowolona. Wełna z ColourMart jest świetna jakościowo. Kaszmir co prawda jest z tych nieczesanych, więc miękkością ustępuje innym, ale dobrze grzeje a kolor "Forest Green" to czysta poezja.  

**

Nie wiem czy to co ja tu wypociłam na blogu jeszcze ma jakiś sens. Blogi chyba przeszły do lamusa a światek dziewiarski przeniósł się na Facebooka i Instagram, a może jeszcze gdzieś indziej ale ja jestem ze wczesnych millenialsów i już nie nadążam za nową generacją. Czy ludzie teraz dziergają na TikToku?

Pozdrawiam ciepło wszystkie jeszcze tu obecne czytelniczki :)

czwartek, 4 października 2018

Hirombe

W ramach odpoczynku od tematów o przeprawach garderobianych, postanowiłam Wam pokazać udzierg, który jeszcze na blogu nie gościł, a powinien!

Wydziergałam tę czapkę niemal rok temu, w listopadzie. Chciałam mieć coś cieplejszego, bo moja dotychczasowa faworytka (mimo jej wielu zalet) była nieco za cienka na te najzimniejsze dni. A być może po prostu zracjonalizowałam sobie potrzebę posiadania kolejnej czapki, bo wzór Hirombe strasznie mi się podobał i po prostu musiałam ją mieć? Tak też mogło być :)



Sam wzór nie wpadł mi jakoś szczególnie w oko, dopóki nie zobaczyłam tej wersji na ravelry. Bardzo lubię oglądać projekty tej dziewczyny i często do niej zaglądam, bo jej dorobek dziewiarski jest bardzo spójny i przyjemnie inspirujący. 



  

Swoją czapkę zdecydowałam się zrobić z połączenia moheru i nieco grubszej (jak na moje standardy) wełny. Miała być gruba, mięsista i ciepła i wszystko to udało się osiągnąć. Uwielbiam ją! 

Dane techniczne

Wzór: Hirombe
Druty: 3.5 mm na ściągacz, 4.0 mm reszta
Włóczka: Life In the Long Grass (Irish Black) i Rowan Kidsilk Haze (Wicked)
Zużycie: 0.6 motka jednej i drugiej 

Czapka jest na tyle uniwersalna, że pasowała mi zarówno do puchowej kurtki jak i do mojego hipsterskiego pstrokatego płaszcza (w niebiesko-białe kropki boucle). Napisałam "pasowała" bo oba moje okrycia niestety się skończyły. W sumie kończyły się od dawna ale w poprzednim sezonie nie znalazłam w sklepach nic, kompletnie nic, co by mi pasowało jako zamiennik, donosiłam je więc do końca, aż się rozleciały ;) Na szczęście na ten sezon udało mi się znaleźć dwa nowe płaszcze, z którymi ta czapka również zadziała. Jeden jest elegancki, klasyczny i odpowiednio biznesowy, żeby nie czuć się jak kopciuch na zagranicznych delegacjach. Za to drugi ma męski krój, obniżoną linię ramion (och tak! uwiebiam!) i wygląda trochę jak płaszcz bezdomnego. Czuję się w nim prześwietnie, będzie idealnie pasował do moich codziennych wyjść po ziemniaki i na siłownię. 

Jesień to mój ulubiony sezon odzieżowy i już nie mogę się doczekać! Nic tak nie cieszy jak nowe i stare swetry, szaliki, czapki i wełniane płaszcze. Wszystkie moje udziergi zostały już wyciągnięte z toreb, przewietrzone i teraz prostują się powoli na wieszakach w szafie. Jestem ciekawa jak u Was przebiegają przygotowania do jesieni. Wszystko już gotowe na nowy sezon? :)

piątek, 28 września 2018

Jak budować zrównoważoną garderobę

Bardzo cieszy mnie Wasz odbiór mojego poprzedniego posta i wszystkie komentarze i prywatne wiadomości! Widząc Wasze zainteresowanie poruszonym przeze mnie tematem pomyślałam, że mogłabym porwać się na serię wpisów o moich próbach budowania zrównoważonej garderoby i zasadach im towarzyszących. Będzie trochę ogólnie, trochę o dziewiarstwie ręcznym i o tym jak staram się to wszystko ze sobą połączyć w sensowną całość. Temat zahacza niebezpiecznie o generalnie rozważania o modzie i stylu, wydaje mi się jednak że nie powinnyśmy rozgraniczać tematu budowania garderoby jako takiej i dziewiarstwa - nasze udziergi są, tudzież powinny być, integralną częścią naszej szafy i naszego codziennego stylu, i jako takie powinny być analizowane. 

Od razu na wstępie małe sprostowanie: nie jestem, nie czuję się i nie aspiruję do bycia autorytetem w dziedzinie budowania personalnego stylu czy tak zwaną blogerką modową (a żałuję, bo to bardzo opłacalne zajęcie i dostaje się za darmo ciuszki!). Mimo że wpisy przybiorą formę poradnika, nie jest to ani wyczerpujące ani jedyne właściwe podejście do tematu. Wszystko to co poniżej jest wypadkową moich własnych przemyśleń, czerpania z (ale nie ścisłego podporządkowania się!) koncepcji garderoby w kapsułce (capsule wardrobe), zrównoważonej mody (slow fashion) czy i moich prywatnych, minimalistycznych dążeń. Chciałabym, żeby te wpisy były platformą dla Was, do wymieniania uwag i swoich sposobów na pogodzenie rękodzielniczych zapędów z koncepcją zrównoważonej, przemyślanej szafy.


Sweter Melanie




Jak budować zrównoważoną garderobę? 

Poradników i blogów na ten temat jest w internetach cała masa, jednak te najbardziej znane koncepcje były dla mnie zbyt ekstremalne, by przyjąć je w całości. Marie Kondo do mnie nie przemawia, gdyż na samą myśl o rozmawianiu i wyznawaniu uczuć swoim ubraniom ogarniał mnie dziki śmiech, doceniam jednak sam pomysł na to, jak powinno się robić porządki w domu. Podoba mi się idea capsule wardrobe, jednak mam do niej zastrzeżenia czysto zdroworozsądkowe (po co się ograniczać do 10/15 rzeczy tygodniowo?) i praktyczne (jak organizować pranie, żeby one były wszystkie czyste wtedy kiedy potrzebuję?). Przoduje ona jednak jeśli chodzi o maksymalne wykorzystanie tego co mamy w szafie - wszak jeden (odpowiedni!) sweter można wystylizować tak, by stworzyć 5 zupełnie innych zestawów a mając taką łatwość w ubieraniu się, oszczędza się czas i pieniądze. 

Myślę, że do każdego takiego poradnika, jak również poniższej listy, trzeba podejść z głową, wybrać co się komu podoba i nie zamartwiać się punktami, których nie jesteśmy w stanie zrealizować. Uwaga! Jeśli dobrze czujesz się ze sobą, tym co nosisz i jak wygląda twoja szafa a zjawisko porzuconych, nienoszonych udziergów jest ci obce, to nie musisz czytać poniższego poradnika, bo osiągnęłaś to, do czego wiele z nas wciąż dąży :)


1. Punkt pierwszy budowy zrównoważonej garderoby - określ swój styl

Wiem jak to górnolotnie brzmi ale prawda jest taka, że jest to najmniej bolesny ze wszystkich punktów. Otóż własny styl jest jak dupa - każdy ma swój. To co odróżnia jednych od drugich to świadomość tego stylu i praca nad nim. Niektórym - uzdolnionym estetycznie lub artystycznie duszom - przychodzi to z łatwością, inni muszą się mniej lub bardziej namęczyć, jednak on gdzieś tam w Tobie jest i czeka na wydobycie! Musisz go po prostu odnaleźć i nazwać pewne właściwości, jakie rządzą się twoim dotychczasowym stylem ubierania. Żeby to zrobić, warto odpowiedzieć sobie na kilka pytań:

- Jak lubię się czuć i wyglądać?
- Jakiego typu ubrania/ kolory/kroje noszę najczęściej? 
- Jakich ubrań nie lubię nosić i dlaczego?
- Jak wygląda mój standardowy dzień? Jakie ubrania sprawiają, że czuję się dobrze ubrana i komfortowo ze sobą przez cały dzień?

Obeznanych z angielskim odsyłam do bardzo użytecznego poradnika Style Bee - Define your style in 5 simple steps, gdzie znajdziecie bardziej rozwinięte narzędzie i wskazówki do definiowania własnego stylu. 

Bądź ze sobą szczera. Nie wrzucaj szpilek na pierwsze miejsce listy swoich ulubionych ubrań, jeśli na co dzień biegasz między pracą, sklepem i żłobkiem a buty na obcasie miałaś ostatnio na sobie na chrzcinach bratanka 2 lata temu. To codzienne wybory i to jak wyglądamy w naszej 'zwyczajnej' wersji najwięcej mówią o naszym stylu i to swoją codzienną szafę powinnaś skomponować na początku.


2. Nie myl podziwu z inspiracją

Innymi słowy, nie myl tego jak chciałabyś móc wyglądać z tym, jak chciałabyś wyglądać. Każda z nas podlega ograniczeniom własnego ciała i trybu życia jaki prowadzimy. Mamy różne tusze, różne karnacje i różne aktywności rządzą naszym dniem. Nie podążaj ślepo za trendami i nie kopiuj stylu ubierania innych ludzi jeden do jednego. Jeśli spróbujesz, szybko się okaże, że jest po prostu niemożliwe. Nawet jeśli kupisz/wydziergasz identyczne rzeczy, jak osoba, na której się wzorujesz, nie będziesz wyglądać tak samo a możliwe, że gorzej, bo nie dostosowałaś kroju czy koloru ubrań do swojego wyglądu.

Posłużę się przykładem obrazkowym z Ravelry. Na górze zdjęcie 'jak chciałabym móc wyglądać'. Na dole zdjęcie 'jak chciałabym wyglądać' czyli styl, którym się inspiruję i do którego aspiruję. 

@Andrea Mowry

@PetiteKnit

Udziergi Andrei są kwintesencją jej bardzo specyficznego stylu, którym niewiele z nas powinno się tak naprawdę inspirować. Ona sama wygląda fantastycznie w neonowych kolorach i pstrokatych dzianinach ale są one częścią większej całości - odważnej fryzury i makijażu dostosowanego do wieku i rysów twarzy, finezji licznych tatuaży itd. Niewiele kobiet jest w stanie udźwignąć taki styl i nie ma  w tym nic złego, bo nie jesteśmy modelkami domu mody Versace ani hipsterską ranczerką z Nebraski, która zawodowo hoduje kaktusy, tylko normalnymi ludźmi biegającymi za autobusami, żeby zdążyć do swojej pracy biurowej, gdzie ani tak wyglądać nie można, ani się nie powinno. 


3. Zrób porządki w szafie i bezwzględnie pozbądź się rzeczy, w których nie chodzisz

To jest naprawdę ważny punkt w całym planie reanimacji garderoby i wydaje mi się, że jest istotne, by zastosować go do całości naszego stanu posiadania, czyli regularnych ubrań, butów, akcesoriów i naszych własnych udziergów (jak również i włóczek)!

Pozbądź się wszystkiego, co:
- jest zniszczone
- jest za małe (nie, nie schudniesz już do tych spodni, a nawet jeśli, to w nagrodę kupisz sobie nowe!) 
- nie pasuje do ciebie (ma zły kolor, nie pasuje do karnacji, nie pasuje do twojego stylu)
- sprawia ci dyskomfort podczas noszenia (gryzące swetry, koszule za małe w ramionach, cisnące buty) lub sprawia, że wyglądasz niekorzystnie w swoich własnych oczach (pogrubia, powiększa, skraca)

Z doświadczenia wiem, że to jest najtrudniejsze zadanie, szczególnie jeśli ma się wiele rzeczy w fantastycznym stanie, które kiedyś wydziergałyśmy, kupiłyśmy lub dostałyśmy w prezencie, obiektywnie ładnych lecz po prostu nie w naszym stylu. Jeśli masz absolutne opory, by się ich pozbyć, odłóż je na osobną kupkę (do osobnej szuflady, szafy) poza zasięg wzroku i wróć do nich w nowym sezonie, po 6 miesiącach lub po roku. Najprawdopodobniej ani razu ich w tym czasie nie założysz (a może nawet o nich nie pomyślisz?) i łatwiej się będzie rozstać. 

Udziergi, w których nie chodzisz, oddaj osobom, które docenią ręcznie robiony prezent lub przerób (jeśli to możliwe i zasadne). Resztę sprzedaj (rzeczy nowe, w dobrym stanie, unikaty), oddaj lub wyrzuć. Włóczki, których nie wykorzystasz, sprzedaj - będziesz miała pieniądze na nowe ubrania i wełnę, które będą bardziej odpowiadać twoim potrzebom i stylowi. 


4. Odkryj to, co już masz i zbuduj bazę

Zapoznaj się ze stanem swojego posiadania po gruntownych porządkach. Odkryjesz wtedy, że tak naprawdę nic nie straciłaś. Genialna zasada Pareto (80/20) znajduje również odzwierciedlenie w naszych nawykach ubraniowych. Najprawdopodobniej przez 80% czasu nosisz około 20% swoich ubrań, szczególnie jeśli nie masz nawyku przeprowadzania sezonowych porządków w szafie. Teraz będziesz nosić te same ubrania, ale łatwiej Ci je będzie znaleźć i ze sobą łączyć. Nieużywane ubrania nie będą cię już rozpraszać i wywoływać wyrzutów sumienia. 

Szybko odkryjesz, czego jakich ubrań ci brakuje, żeby tworzyć codzienne zestawy. Rzeczy, których braki odczuwasz najbardziej, to jest tak zwana baza. Najczęściej są to ubrania w naturalnych kolorach, o wszechstronnym zastosowaniu - szary pulower, beżowy kardigan, czarny golf... Stwórz listę brakujących elementów i zabierz się do dziergania / na zakupy. 

Po bardziej szczegółową listę odsyłam do książki Kasi Tusk - Elementarz stylu. Kasia stworzyła listy podstawowych ubrań, które powinny się znaleźć w każdej szafie w zależności od okazji (na co dzień, na biznesowe spotkanie, na wypad za miasto, na wielkie wyjście). Bardzo lubię tę książkę i często do niej wracam, kiedy mam poczucie, że odstępuję od obranej ścieżki i znów kupuję niezbyt potrzebne rzeczy. 


5. Uzupełniaj braki z rozsądkiem

Bardzo ciężko jest robić zakupy trzymając się ściśle naszej listy. Czasami zapomina się o jej istnieniu, czasami jakiś kolorowy ciuszek czy włóczka skusi nas tak bardzo, że się zagalopujemy i znów kupimy coś odjechanego, co zupełnie nam nie pasuje do codziennych zestawów. Jest jednak kilka zasad, którymi można się kierować, żeby ułatwić sobie cały proces i uchronić się przez nieprzemyślanymi zakupami:

- nie kupuj rzeczy, do której nie jesteś absolutnie przekonana - po prostu wyjdź z przymierzalni lub zostaw tę rzecz w koszyku sklepu internetowego i zamknij stronę. Założymy się że w 90% przypadków zapomnisz o niej następnego dnia? 

- nie kupuj pod wpływem impulsu - jeśli jakiejś rzeczy nie ma na twojej liście, odczekaj przynajmniej miesiąc lub dwa, zanim ją kupisz. Jeśli nadal o niej myślisz po dwóch miesiącach, najprawdopodobniej ci się przyda;

- przedkładaj jakość nad ilość - lepiej jest mieć jeden sweter z bardzo drogiego moheru niż trzy z moheru gorszej jakości, który cię mocno gryzie. Ten jeden, ukochany sweter będziesz nosić częściej, niż te trzy gryzące razem wzięte. Dobrej jakości rzeczy są drogie, ale z reguły są ładniejsze, wytrzymują dłużej, ładniej się starzeją (np. skóra, dżinsy) i w ostatecznym rozrachunku bardziej opłacalne;

- stosuj zasadę trójki - przy zakupie nowej rzeczy, włóczki na nowy projekt pomyśl o trzech różnych zestawach, jakie jesteś w stanie stworzyć z użyciem dotychczasowego stanu posiadania i ciuszka, który chcesz kupić/wydziergać. Jeśli pasuje ci tylko do jednej, jedynej spódnicy, nie kupuj go - pomyśl o czymś bardziej uniwersalnym.


6. Nie słuchaj innych ludzi i olej trendy

Powyższe porady prezentują prywatne poglądy ich autorki a nie prawdę o kosmicznym porządku wszechświata. Można się z nimi nie zgadzać i to też fajnie :) Jeśli się w czymś dobrze czujesz, to się w tym dobrze czujesz i już. Nikomu nic do tego.